Jesienna melancholia jakby naturalnie hamuje nasze siły. Coraz dłuższe wieczory, deszcz za oknami i wiatr mówią nam: zwolnij.
A w nas często chaos, niezałatwione sprawy. Tak wiele od nas zależy. Ale czy na pewno? Na co mam wpływ, a co nie zależy ode mnie? Kolejne nadgodziny w pracy, przysługa dla kogoś, kto zawsze czegoś potrzebuje, niechciane odwiedziny, prezenty dla ludzi, których nie znamy, bo nam zależy, bo oni wszyscy przecież na nas liczą. Tyle mam zobowiązań, pilnych spraw, że nie mam dla siebie czasu. Nie mam kiedy zatrzymać się i pomodlić. Czasem naskarżę Bogu na niesprawiedliwość na świecie, na wojny, inflację i biegnę dalej czynić dobre uczynki, by zadowolić tych wszystkich wokół mnie, bym żył w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku o miłości do bliźniego.
Tyle robię dla innych, daję jałmużnę, chodzę do Kościoła, modlę się, a w sobie krzyczę z bólu samotności, rozpaczy, bezsilności. Tyle przecież robię i zamiast być szczęśliwym, ciągle czuję ból, smutek i samotność. Gdzie jestem? Kim jestem? Po co żyję? Gdzie są moje odpowiedzi? Przecież krzyczę Boże do Ciebie! Dlaczego milczysz?
Nagle widzę wielki napis: "Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego."
Maryjo, właśnie teraz w październiku, weź mnie za rękę i naucz mnie kochać siebie tak, jak umiłował mnie Twój Syn, skoro nie oszczędził swojego życia, by mnie zbawić. Co to jest za miłość? Tak chcę kochać siebie, nie po to by czynić za dość swojej próżności, ale by lepiej zrozumieć tajemnicę życia, śmierci i zmartwychwstania.
Maryjo, w mojej drodze na różańcu, zaprowadź mnie do Boga, bym zachwycił się miłością i mógł kochać bliźniego jak siebie samego, Amen.